Niedobór wykwalifikowanych pracowników? Nas to nie dotyczy

Nasze centrum usług ulokowaliśmy w Warszawie, bo tu możemy znaleźć potrzebnych nam specjalistów. Bliskość lotniska to też ogromny atut – tłumaczy Jose Vinals, prezes banku Standard Chartered.

Publikacja: 07.03.2019 20:00

Niedobór wykwalifikowanych pracowników? Nas to nie dotyczy

Foto: materiały prasowe

Strefa euro od połowy 2018 r. jest praktycznie w stagnacji. Czy to jest przejściowe osłabienie koniunktury, czy może się ono przerodzić w recesję?

Jose Vinals: Żadna ze znanych mi prognoz nie zakłada recesji w Europie ani w tym, ani w przyszłym roku. Spowolnienie nie jest zresztą tylko fenomenem europejskim, także inne gospodarki, np. USA, tracą impet. Ale mimo to globalna gospodarka pozostaje w dobrej formie. To, jak długo taka sytuacja się utrzyma, jest o tyle trudne do przewidzenia, że w dużej mierze zależy od czynników politycznych. Wydaje się, że to one mają obecnie największy wpływ na nastroje uczestników życia gospodarczego, od których zależy popyt konsumpcyjny i inwestycyjny. Te nastroje są pod wpływem np. sporów dotyczących budżetu w USA, negocjacji w sprawie brexitu, stosunków handlowych między USA i Chinami, sytuacji finansowej Włoch. Wszystko to są czynniki natury politycznej, które obecnie negatywnie wpływają na nastroje. To może się jednak w każdej chwili zmienić.

Już od ponad dekady światowa gospodarka jest na kroplówce łagodnej polityki pieniężnej. Spośród najważniejszych banków centralnych w zasadzie tylko Rezerwa Federalna rozpoczęła normalizację polityki pieniężnej. Czy te instytucje byłyby w stanie przeciwstawić się kolejnemu spowolnieniu, gdyby zaszła taka potrzeba? Czy czeka nas kolejna dekada bardzo łagodnej polityki pieniężnej?

Biorąc pod uwagę sytuację gospodarczą USA, Rezerwa Federalna słusznie uznała przed ponad dwoma laty, że należy rozpocząć proces stopniowej normalizacji polityki pieniężnej. A teraz, gdy warunki stały się mniej jednoznaczne, słusznie przyjęła postawę wyczekującą. To samo dotyczy strefy euro. Europejski Bank Centralny przerwał już program skupu obligacji (tzw. ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej – red.), ale jednocześnie zasygnalizował, że pierwsza podwyżka stóp odsuwa się w czasie. To właściwe podejście. Banki centralne nie mogą wprawdzie wpływać na politykę, ale jeśli m.in. pod wpływem polityki koniunktura pogarsza się na tyle, że zagraża realizacji celów inflacyjnych, muszą reagować, dostosowując poziom stóp procentowych, wielkość aktywów.

Nie martwią pana skutki uboczne długotrwale niskich stóp procentowych? Wielu ekspertów uważa, że to zachęca banki do podejmowania nadmiernego ryzyka, aby podtrzymać stopy zwrotu...

To prawda, że wyższe stopy procentowe przyczyniłyby się do wzrostu marży odsetkowej banków i w rezultacie do poprawy ich rentowności. Ale z drugiej strony gdyby stopy były zbyt wysokie, biorąc pod uwagę potrzeby gospodarki, banki by na tym ucierpiały. Wpływ niskich stóp na ryzyko podejmowane w sektorze finansowym to osobna kwestia. Dbanie o stabilność tego sektora to rola polityki makroostrożnościowej (wykorzystującej głównie narzędzia regulacyjne – red.), rolą polityki pieniężnej jest dbanie o stabilność cen.

Ma pan przekonanie, że polityka makroostrożnościowa jest w stanie przeciwstawić się ryzykownym zachowaniom instytucji finansowych? To są wciąż niezbadane wody.

Taka ocena byłaby słuszna dziesięć, a może nawet pięć lat temu. Dziś polityka makroostrożnościowa może uchodzić za przetestowaną. Z takich narzędzi korzystano skutecznie w wielu gospodarkach wschodzących, po kryzysie stały się one również integralną częścią polityki makroekonomicznej w Wielkiej Brytanii, USA, strefie euro. I to właśnie narzędzi markoostrożnościowych powinno się używać do przeciwdziałania negatywnym skutkom łagodnej polityki pieniężnej.

Jak na działalność Standard Chartered wpływa brexit, a raczej niepewność związana z tym, czy i na jakich zasadach do niego dojdzie?

Działamy na 60 rynkach na całym świecie, ale nasza siedziba od ponad 100 lat jest w Londynie. Nie widzę powodu, aby zmieniać jej lokalizację. W związku z niepewnością co do warunków, na jakich będziemy mogli działać na unijnym rynku po wystąpieniu Wielkiej Brytanii z UE, uznaliśmy jednak, że należy stworzyć bank także na obszarze UE. Dotąd w Europie poza Wielką Brytanią mieliśmy tylko oddziały. Największy z nich, we Frankfurcie, przekształcamy w bank z unijną licencją. Ale to nie oznacza, że przeniesiemy do Frankfurtu istotne funkcje z Londynu. Przeprowadzka czeka góra kilkadziesiąt osób. Chodzi tylko o to, żeby nasze stosunki z około 600 klientami z UE nie zostały naruszone wskutek brexitu.

Standard Chartered znany jest z aktywności w gospodarkach wschodzących, szczególnie w Azji. Czy to prawda, że zaczyna tam dominować chiński kapitał, chińskie instytucje finansowe? To są wasi główni konkurenci?

Naszymi konkurentami są głównie inne banki międzynarodowe, takie jak HSBC i Citigroup, oraz lokalne banki w krajach, w których działamy. Jeśli chodzi o chińskie banki, wiele z nich jest naszymi klientami, często współpracujemy. W coraz większym stopniu konkurujemy natomiast z podmiotami innymi niż banki, np. z fintechami oraz bigtechami (tym terminem określa się największe firmy technologiczne w rodzaju Apple'a, Amazona itp. – red.). Te firmy coraz częściej świadczą usługi de facto bankowe, a nie są poddane tak surowym regulacjom jak banki np. w zakresie zarządzania ryzykiem i ochrony danych osobowych.

Obawia się pan tego, że któregoś dnia bankowością zajmie się Facebook albo Amazon?

To uzasadniona obawa. Doświadczamy tego na co dzień, działając w Azji. Duże firmy technologiczne już teraz prowadzą działalność na pograniczu bankowości. Ze względu na tę nasilającą się konkurencję technologia jest dla banków o ugruntowanej pozycji sporym wyzwaniem. Ale zarazem stanowi szansę. Mam nadzieję, że takie banki jak Standard Chartered, które dużo inwestują w rozwój cyfrowych usług, będą w stanie zmierzyć się z tą wzmożoną konkurencją, która nie zawsze odbywa się na równym polu. Duże nadzieje wiążę też ze współpracą z fintechami.

Jesienią rozpoczęło działalność centrum usług Standard Chartered w Warszawie. Czy planują państwo uruchomić w Polsce tradycyjną działalność bankową?

Nie, nie staraliśmy się w Polsce o licencję bankową i nie mamy tego obecnie w planach. Od początku chodziło nam o to, aby zbudować pierwsze poza Azją centrum usług, które będzie działało na rzecz naszej grupy i naszych klientów w Europie i Ameryce. I na tym jesteśmy skupieni. Docelowo chcemy mieć w Warszawie 750 pracowników, dziś jest ich około 280.

Czemu zdecydowali się państwo na inwestycje w Polsce? To nie jest naturalne miejsce, skoro nie prowadzicie tu działalności bankowej, nie macie klientów.

Od kilku lat widzieliśmy potrzebę stworzenia centrum usług poza Azją, gdzie działa kilka tego typu podmiotów należących do Standard Chartered. Zastanawialiśmy się nad inwestycją m.in. w Dubline, pod uwagę braliśmy również m.in. Pragę, Budapeszt i Bukareszt, a w Polsce – oprócz Warszawy – jeszcze Kraków i Wrocław. Kryterium, które przesądziło o wyborze Warszawy, był dostęp do pracowników o odpowiednich kompetencjach. A to, że w ciągu zaledwie kilku miesięcy byliśmy w stanie zatrudnić 280 osób, świadczy o tym, że nasz wybór był trafny. Wiedzieliśmy też, że do nowego biura będę przyjeżdżali nasi eksperci z innych części organizacji, aby pomóc w zbudowaniu nowej spółki i przeszkoleniu nowych zespołów. Centrum usług musiało się więc znaleźć w mieście, do którego ludzie chętnie przyjeżdżają. Ważne były również kwestie logistyczne, szczególnie bliskość lotniska obsługującego międzykontynentalne rejsy. Jesteśmy firmą działającą w 60 krajach, więc to ma dla nas kolosalne znaczenie.

Czy władze Warszawy zaoferowały wam jakieś zachęty o charakterze podatkowym bądź inne, abyście wybrali właśnie to miasto, a nie np. Kraków?

Wystąpiliśmy z wnioskiem o granty rządowe, których wysokość zależy od poziomu zaawansowania tworzonych w Polsce stanowisk. Niemniej jednak kluczowym czynnikiem, który zadecydował o wyborze Warszawy, była dostępność na lokalnym rynku pracy specjalistów w obszarach o strategicznym dla nas znaczeniu. Tu zidentyfikowaliśmy odpowiednio dużą pulę ekspertów z doświadczeniem w zapobieganiu przestępczości finansowej, cyberbezpieczeństwie, zarządzaniu zasobami ludzkimi, zarządzaniu ryzykiem i operacjach bankowych.

Wiele działających w Polsce firm skarży się na niedobór wykwalifikowanych pracowników. Co się stanie, jeśli Standard Chartered napotka ten sam problem albo pracownicy staną się zbyt drodzy? Przeniesiecie centrum usługowe gdzie indziej? Skoro nie macie w Polsce klientów, to bariera wyjścia jest chyba dość niska.

Nasze motto brzmi „here for good" (dosłownie „tutaj na dobre" albo „tutaj dla dobra" – red.). Ten zwrot ma dwa znaczenia. Po pierwsze, chcemy świadczyć dobre usługi, tworzyć dobre miejsca pracy. A po drugie, jesteśmy tu na dobre. Nasza obecność w Polsce, podobnie zresztą jak na innych rynkach, nie jest krótkoterminowym przedsięwzięciem. Powierzchnię w naszym docelowym biurowcu, który jeszcze jest w budowie, wynajęliśmy wstępnie na dziesięć lat. Ale mam nadzieję, że to tylko początek. A problemów z rekrutacją nie mamy. Być może wynika to z tego, że staramy się, aby praca dla nas była powodem do dumy. Jesteśmy jednym z 29 systemowo ważnych globalnych banków, ale też mamy unikalny geograficzny profil działalności.

Przeczytałem niedawno „Wielką degenerację" Nialla Fergusona, który twierdzi, że pokryzysowe regulacje w sektorze bankowym poszły za daleko, bo koszty dostosowania się do nich są niewspółmierne do korzyści, których można się po nich spodziewać, a na dodatek mają wiele skutków ubocznych. Ferguson nie jest w tym poglądzie odosobniony. Zgadza się pan z taką oceną krajobrazu regulacyjnego?

Na to pytanie nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Jest dla mnie jasne, że reformy były potrzebne, a sektor bankowy jest dzięki nim dużo bardziej odporny na wstrząsy, niż był. Czy jest wystarczająco odporny? Nie, bo niektóre z zagrożeń nie były w ogóle przedmiotem zmian regulacji. Z pewnością więcej trzeba zrobić np. w obszarze cyberbezpieczeństwa. Trzeba również stale lekko te regulacje modyfikować, aby osiągnąć równowagę między odpornością sektora bankowego a kosztami jej zapewnienia.

A co ze skutkami ubocznymi?

Jednym z nich jest wspomniane już podejmowanie działalności bankowej przez niebankowe instytucje. To jest rezultat tego, że ostrzejsze regulacje zostały wymierzone w banki, a nie ogółem w instytucje świadczące usługi bankowe.

Jose Vinals jest prezesem brytyjskiego banku Standard Chartered od grudnia 2016 r. Wcześniej przez siedem lat pracował w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, był m.in. dyrektorem Departamentu Polityki Pieniężnej i Rynków Kapitałowych. W latach 1986–2006 pracował w Banku Hiszpanii, był m.in. wicegubernatorem tej instytucji. Wcześniej wykładał ekonomię na Harvardzie.

Strefa euro od połowy 2018 r. jest praktycznie w stagnacji. Czy to jest przejściowe osłabienie koniunktury, czy może się ono przerodzić w recesję?

Jose Vinals: Żadna ze znanych mi prognoz nie zakłada recesji w Europie ani w tym, ani w przyszłym roku. Spowolnienie nie jest zresztą tylko fenomenem europejskim, także inne gospodarki, np. USA, tracą impet. Ale mimo to globalna gospodarka pozostaje w dobrej formie. To, jak długo taka sytuacja się utrzyma, jest o tyle trudne do przewidzenia, że w dużej mierze zależy od czynników politycznych. Wydaje się, że to one mają obecnie największy wpływ na nastroje uczestników życia gospodarczego, od których zależy popyt konsumpcyjny i inwestycyjny. Te nastroje są pod wpływem np. sporów dotyczących budżetu w USA, negocjacji w sprawie brexitu, stosunków handlowych między USA i Chinami, sytuacji finansowej Włoch. Wszystko to są czynniki natury politycznej, które obecnie negatywnie wpływają na nastroje. To może się jednak w każdej chwili zmienić.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił